Pech za pechem czyli 4 dzień zgrupowania na Gardzie
W poniedziałek (02.04.12r.) musiałam szybko wstać, ponieważ miałam razem z moją koleżanką (Marysią) i kolegą (Pawłem) dyżur. Potem przygotowaliśmy śniadanie, a potem jeszcze zmywanie (masakra). Na dodatek musiałyśmy się jeszcze spakować. Na szczęście zdążyłyśmy. Szybko zeszłam do samochodu. Następnie pojechaliśmy na Gardę. Na miejscu mało wiało i strasznie świeciło słońce. Gdy dojechaliśmy do portu zrobiliśmy sprzęt. Potem przez dłuższy czas zastanawiałam się, co ubrać (trener mówił, żeby ubrać suchy sztormiak, ponieważ przyjdzie ora). W końcu zdecydowałam, że ubiorę bieliznę termalną i sztormiak. Nie pomyślałam o orze. Lecz na wodzie stało się: przyszła ora. Trener był dla nas bardzo dobry mówiąc, że możemy spłynąć przebrać się. Niestety przed portem jakiś Duńczyk walnął we mnie i niestety dziura w łódce na wylot.
Potem błyskawicznie spłynęłam do portu, żeby się przebrać. Szybko się przebrałam w suchy sztormiak. Przy wypływaniu odpłynęłam ze slipu bez włożonego steru oraz miecza i walnęłam w jacht. Wtedy włożyłam ster, lecz znowu walnęłam w kolejny, wtedy włożyłam miecz, lecz znowu walnęłam w jacht. Po uderzeniu w kilka jachtów udało mi się odpłynąć jednak nie obyło się bez szkód; spojrzałam na żagiel i zobaczyłam dziurę. Zrobiło mi się bardo przykro, ponieważ pływałam na nim zaledwie jeden trening. Trener jak to zobaczył był bardzo zdenerwowany. Kazał mi szybko zrobić łódkę i wziął mnie na ponton. Na pontonie widać owiele więcej błędów niż na łódce. Po zejściu z wody zdjęłam żagiel z bomu, a pan Marek popłynął zawieść go do pana Juszczaka. Żagiel jest zaklejony i cały naprawiony. Jestem bardzo wdzięczna za tą przysługę pani Ani Juszczak.
Potem powrót na Ledro. Po męczącym dniu szybko poszłam spać.
Pozdrawiam Wiktoria.